Bangkok - Tajlandia





Bangkok, miasto grzechu. Miasto, które możesz kochać albo nienawidzić. Miasto - transfer dla wszystkich wygłodniałych wrażeń i tych którzy widzieli juz wszystko. Śpiewają "One night in Bankgkok" i dokładnie tak jest. Czasem wystarczy jedna noc i masz dość. To miasto które nigdy nie śpi, które Cię może połknąć i wypluć bez grosza przy duszy, jeśli nie będziesz ostrożny. 
To miasto, które z jednej strony atakuje Cię zapachem imbiru i trawy cytrynowej z ulicznych kramów, a drugiej przyprawia o mdłości śmierdząc smogiem, sosem rybnym i brudnymi zaułkami. Miasto kąpiące się w złocie pałaców i bogactwa kultury jednocześnie pełne karaluchów i szczurów.
Będąc w Bangkoku możesz łatwo wpaść w zachwyt, i entuzjastycznie krążyć po mieście zwiedzjąc coraz to bardziej zachwycące perełki architektury, próbując smaków pełnych aromatów i doznawać rozkoszy próbując prostych dań sprzedawanaych prosto z wózków z jedzeniem.
Nigdzie indziej nie smakuje tak cieniusieńki naleśnik ryżowy wypełniony po brzegiem młodymi bananami i Nutellą, smażony na głębokim, kokosowym tłuszczu. Ten smak, chociaż tak prosty, i tak banalny, śni Ci się po nochach.
To Bangkok Cię karmi i poi. Raczy cudownym padthaiem z orzeszkami i bosko pikantną sałatką z niedojrzałej jeszcze papai. Popularna Papaya Sald jest spełnieniem i radością Twojej duszy i łzawiących od ostrości oczu. Sok z granatów tylko tam eksploduje słodyczą w ustach a ananas kapie sokiem po rękach gdy zjadasz go łapczywie.
Bangkok to miasto uśmiechniętych ludzi i pięknych dziwek. To miasto to jeden wielki kocioł gotujący w sobie wszysko co pyszne i co obrzydliwe. To kocioł kulturowy i turystyczny.

W każdym przewodniku znajdziecie informacje o tym co zobaczyć, kiedy i ile to kosztuje. Ja mogę Ci powiedzieć co z tej listy warto zobaczyć, a na co szkoda czasu.

Pierwszy raz przyjechaliśmy do tego diabelskiego miasta prawie 14 lat temu. Wtedy było to spełnienie naszych  marzeń, marzeń naszych rodziców, sąsiadów i wielu innych osób. Byliśmy zasypywani pytaniami co i jak. Dzisiaj Bangkok, mam wrażenie, nieco spowszedniał.
Pamiętam, że największe wrażenie na nas zrobił kompleks świątyń. I powiem Wam, że świątynie do dzisiaj robią wrażenie. Migocące i tonące w złocie widać już z daleka. Przepiękne świątynie pełne posągów Buddy, pachnące kadzidłem i jaśminem z którego plotą wieńce. Ten widok zatyka dech. Tajowie przychodzą tam się pomodlić i rzeczywiście czuć tam aurę mistycyzmu. Mistycyzmu w samym środku miasta. Niestety, napływ turystów jest tak duży, że pobyć tam samemu ze sobą i wczuć się w tę atmosferę jest cholernie trudno. Niemniej jednak jest to absolutny punkt do zobaczenia.


















Nas absolutnie zawsze wciąga Chinatown. Tylko tam jaśmin i aksamitki pachną tak mocno a liczne kolorowo zdobione budynki ściągają na siebie wzrok. W Chinatown, jak w całym Bangkoku jest miks wszystkiego. Od starości po atrakcyjną młodość, od słodyczy arbuzów po ostrość makaronu ryżowego podawanego z pikantnym bulionem. Tylko tam czerwone, chińskie lampiony stanowią dla Ciebie drogowskaz, a zapach z mijanych aptek przyprawia o mdłości. To w Chinatown zawsze kupujemy ręcznie malowane czarki idealne do espresso z cynamonem które namiętnie pijemy w domu.

Ile razy wybieramy się do Azji, zawsze staramy się by któryś przystanek był w Bangkoku. Cieszę się zawsze jak dziecko wiedząc, ze znowu zawitamy do tego miasta, nie mniej jednak już po paru dniach mam serdecznie dość tego klejącego upału, głośnych ulic, zapachu sosu rybnego i tłumów na ulicach.
Jestem szczerze pełna podziwu dla ludzi którzy przyjeżdżają do Bangkoku na kilka tygodni by lepiej poznać miasto. 





Będąc w Bangkoku pozwól sobie na wycieczkę łodzią po rzece, o ile nie masz choroby morskiej...ja naszą wycieczkę porządnie odchorowałam, co dziwi,  biorąc pod uwagę, że nigdy na żadnym speedboat'cie nie było mi nie dobrze.
Trzeba się przejechać tuk-tukiem, co daje absolutną radość i wspomnienia. Tuki są droższe niż taksówki, nie mają klimatyzacji, za to nie stoją w korkach i dają niewyobrażalną wręcz dziką radość z życia i jakąś nienazwaną satysfakcję.
Musicie oczywiście odwiedzić mekki turystów takie jak Khao San Road czy Ram Buttri, nie dlatego że są tak unikatowe i wspaniale, ale po to by przekonać się na własne oczy o czym wszyscy mówią. Khao San wspominamy z sentymentem bo to tam spędziliśmy pierwszy wieczór w życiu w Bangkok. Był 2005 rok, a my czuliśmy się jakbyśmy złapali Pana Boga za nogi. 
Ram Buttri do dzisiaj jest naszą bazą. Tam zawsze wykupujemy pokój w małym hotelu. Pokoje są maleńkie, ale czyste. Na śniadanie zawsze jest congee lub bulion, a to juz nam absolutnie wystarcza. Mamy wszędzie blisko, a pod nosem sprzedają genialny pad thai i naleśniki z bananami, co Niko zawsze wita z zachwytem.











           To miasto oferuje mnóstwo miejsc pełnych atrakcji. Musisz się zastanowić co tak naprawdę chcesz zobaczyć, bo im więcej Tajów Cię na coś namawia tym większa szansa, że się rozczarujesz. 
Przepiękne są bazary kwiatowe. Jest ich kilka w mieście, więc nie musisz iść do tego który podaje każdy przewodnik turystyczny. Spróbuj jedzenia na ulicy - jest genialne. Pyszne, aromatyczne i bezpieczne. Wbrew pozorom łatwiej zatruć się w Subwayu lub innej sieciówce niż na ulicy. Spróbuj tajskich zup. Zaczarują Cię esencjonalnym smakiem i aromatem. Wypij sok z granatów, zjedz świeżego ananasa i arbuza i uwierz mi, już nigdy nie zapomnisz tej słodyczy. 
Pisząc o tym mieście warto wspomnieć o centrach handlowych. Tak dokładnie. Centra handlowe. Jak już opadasz z sił łażąc po mieście, to odwiedzenie jednego z nich jest genialnym pomysłem. Klimatyzowane, czyściutkie, pachnące, ze wspaniałymi food courtami. My zazwyczaj odwiedzaliśmy dwa. Siam Paragon lub Terminal 21. Obydwa miejsca mają mnóstwo sieciowych sklepów a dodatkowo dużo lokalnych butików, które przyciągają wzrok, kafejki(m.in. Starbucks jeśli tęsknisz za europejską kawą), delikatesy a także inne atrakcje np. naprawdę wspaniałe Siam Ocean World, w którym zobaczysz podwodne życie obserwując pływające nad głową wszelkie morskie stworzenia. (Ten podwodny świat jest dodatkowo płatny, ale warto, szczególnie jak jesteś z dzieckiem - zachwyt gwarantowany) W centrach handlowych zawsze zjesz bardzo dobre, nie tylko tajskie jedzenie za małe pieniądze, odsapniesz od upału panującego na zewnątrz i zrobisz siku w hotelowych, pachnących warunkach. 
Jeśli chodzi o transport publiczny, to koniecznie pamiętaj, że w Bangkoku jest genialnie rozwinięte metro, tzw BTS lub Skytrain. Dojedziesz nim wszędzie, za niewielką opłatą (konieczny bilet!) w klimatyzowanych wagonach. Uwaga! W BTS-ie jest naprawdę zimno, dlatego zawsze w torbie mamy jakieś chustki lub apaszki na szyję, bo jadąc dłużej można się przeziębić. 
A i najważniejsze! Uśmiechaj się. Zawsze, wszędzie, do każdego. To wielki argument by załatwić wiele rzeczy w Azji.










Copyright © Mango i Maliny