Koh Kood - Tajlandia






Koh Kood to tajska wysepka, która oczaruje każdego cudownymi plażami z miękkim piaseczkiem, krystalicznie czystą wodą i wiecznie żywą dżunglą. Ta wyspa jest pełna spokoju, ma fantastyczne zachody słońca, i można się na niej poczuć jak na bezludnej wyspie.

Oczywiście Koh Kood nie jest  bezludną wyspą, ale niewielka ilość lokalnych mieszkańców i kilka hoteli sprawia, że można się tu poczuć jak na końcu świata. Koh Kood to wysepka która stała się naszym bajkowym domem na tydzień.
Zatrzymaliśmy się w hotelu, który do tej pory plasuje się jako nasz #number1
"Tinkerbell Resort" zaczarował nas swoją gościnnością, cudownymi domkami na plaży, czystością, pysznym jedzeniem i dbałością o każdy szczegół. Mieszkaliśmy w jednym z kilku dostępnych, domków. Mieliśmy wielki taras z którego codziennie obserwowaliśmy jak słońce topi się w morzu, na którym leniuchowaliśmy i napawaliśmy się otaczającą nas ciszą przerywaną jedynie rytmicznym szumem fal. To miejsce było absolutnie magiczne. Tam zapomina się o czasie, o przestrzeni i wszystkim co trapi każdego dnia. To tam każdego dnia wstajesz i dziękujesz Losowi, że istniejesz, i że świat który Cię otacza jest tak piękny.

Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie wypożyczyli skutera. Dlatego od razu następnego dnia po przyjeździe biała maszyna z pełnym bakiem była nasza. Nie ma nic piękniejszego niż oglądanie nowych miejsc i ich życia we własnym tempie i we własnym towarzystwie. Będąc na Koh Kood warto wybrać się do malutkiej wioski rybackiej Ao Salad. Jest ona położona na północy wyspy. My z naszego hotelu jechaliśmy tam około 30 minut głównie drogą prowadząca przez dżunglę. Celem naszej wycieczki był jedyny tak duży posąg Buddy na tej wyspie. Muszę przyznać, że tak wielka statua juz z dala błyskająca złotem robi niesamowite wrażenie, biorąc pod uwagę skromne domki rybackie rozmieszczone dookoła. Podczas naszego pobytu w Ao Salad staliśmy się świadkami powrotu rybaków z połowu krewetek. I szczerze mówiąc to chyba nas bardziej zaczarowało niż sam posąg Buddy. Pełne sieci drobnych krewetek wysypujące się prosto pod nasze stopy, zapach morza dookoła...nawet Niko był zachwycony tym widokiem. Naprawdę było w tym coś pociągającego. Po krótkim spacerze po wiosce wsiedliśmy na skuter i ruszyliśmy w drogę powrotną żegnani uśmiechami lokalnych mieszkańców.

Będąc na Koh Kood zdążyliśmy zapoznać się większością okolicznych knajpek, restauracji i barów. Trzeba przyznać, że wyspa ta ma sporo ciekawych miejsc do zaoferowania. I tak jak wspominałam, hotel miał pyszne jedzenie, ale jedzenie poza nim było jeszcze bardziej fantastyczne. Urzekła nas przydrożna, mała, rodzinna restauracja "Fisherman Kut", która zaserwowała nam  pyszną rybę w trawie cytrynowej i pieprzu. Zarówno smaki jak i atmosfera tego miejsca sprawiły, że podczas pobytu wracaliśmy tam kilka razy. Całkiem niedaleko za tą knajpka znajduje się kawiarnia, którą prowadzi Anglik mieszkający tam na stałe razem ze swoją żoną Tajką. Serwują tam bardzo dobrą, świeżo parzoną kawę, drobne przekąski i absolutnie cudowny sernik. Jeśli masz ochotę na pyszne, domowe ciasto i aromatyczną kawę, to polecam to miejsce ze spokojnym sumieniem. Kawiarnia
"View Point Cafe"jest usytuowana właściwie na dużym pomoście i ma fantastyczny taras pełen poduszek, z którego codziennie można podziwiać zachody słońca. Ściąga to wielu okolicznych turystów, warto więc być nieco wcześniej przed zachodem i zająć sobie dogodną miejscówkę.
Poza świetnymi miejscami w których można cudownie zjeść, wyspa ma bardzo ciekawą bazę hotelową. Jak na tak małą wyspę, to ilość hoteli pozwala, by każdy znalazł coś dla siebie. Na przeciwko naszej miejscówki, na drugim brzegu ulokował się znany resort "Away". Miejsce bardzo urocze, oferujące swoim klientom piękny pomost z leżakami, ale niestety dość słabą i malutką plażę. Nie mniej jednak warto tam podjechać by pobujać się na wielkiej huśtawce z najpiękniejszym widokiem na małą zatokę i drugi brzeg.
Objeżdżając wyspę trafiliśmy także do "Siam Beach Resort" To hotel składający się z kilkunastu backpackerskich domków, z których niektóre nie miały nawet moskitiery. Fajne, niezobowiązujące miejsce położone tuż przy plaży z długim pomostem. Patrząc na ludzi tam wypoczywających i na okolicę odnieśliśmy wrażenie, że znajdujemy się w nie wielkiej komunie świetnie znających się ludzi. Ciekawe doświadczenie. Dla kogoś kto poszukuje takich klimatów - genialne miejsce.

Zastanawiałam się jak zakończyć wpis o tej rajskiej wysepce, i wiecie co? Ja go nie mam zamiaru kończyć. To miejsce, ta energia...to wszystko zostało we mnie po brzegi. Jak zamykam oczy to widzę tą właśnie plażę, tą huśtawkę, te leżaki. Jak zamykam oczy to moje ciało czuje promienie tamtego słońca, a uszy słyszą plusk tamtych fal. Ta wyspa, to miejsce do którego wracam, gdy mi źle i mam dosyć szarych dni. Myśle, że każdy ma taką swoja wyspę. Moja jest właśnie tam. I żadna równie piękna i zachwycająca nie jest dla mnie tą jedyną. A Koh Kood jest.
Jak tam dotrzecie, to zagapcie się w horyzont i podziękujcie Losowi, że Was tam pchnął.




















Komentarze

Copyright © Mango i Maliny