Malta i Gozo




Malta była impulsem. W zeszłym roku, zastanawiając się jak spędzić czas w okolicach majówki, Tom znalazł świetna promocję biletową na Maltę. I w taki właśnie sposób mogliśmy poznać tę cudowną wyspę.

Malta jako kraj z 300 dniami słonecznymi w ciągu roku i ośmiomiesięcznym okresem z temperaturami letnimi jest zaproszeniem w samym sobie. Podczas gdy u nas wiosna wygląda podobnie do października, tam wiosna wita wieloma kwitnącymi kwiatami, nagrzanym piaskiem i cudowną, ciepłą, morską bryzą. Podczas naszego pobytu w maju, woda nie nadawała się jeszcze do kapieli, ale plaże zachęcały pięknym i ciepłym piachem.

Zatrzymaliśmy w małej, ale jakże uroczej miejscowości Mellieha. Hotel usytuowany przy samym wybrzeżu i miejskiej plaży nie był może kwint esencją wyspiarskiego budownictwa, ale jego położenie, duży basen i lokalne przysmaki sprawiały, że nam wystarczył. Tuż obok hotelu było kilka sympatycznych kawiarni, w których pijąc kawę lub sącząc Aperola można było pogapić się na wielki błękit oraz samo centrum Melliehy, które okazało się ładnym zakątkiem położonym na szczycie góry.

Jednym z naszych miejsc do odwiedzenia, typu "must see" była Popeye Village. To bajkowa wioska, kultowe wręcz miejsce na wyspie. Wioska Popeye'a powstała na potrzeby filmy, i stoi tam do dziś budząc zachwyt wśród dzieci i dorosłych. Położona przy zatoce Anchor Bay wygląda jak zywcem wyjęta z filmu dla dzieci.
Niespotykany, szmaragdowy kolor wody w zatoce razem z małymi kolorowymi domkami sprawia, że jest to niezapomniana atrakcja. Wstęp jest płatny, ale uwierzcie mi, naprawdę warto.
Mysleliśmy, że będzie to głównie atrakcja dla Nikosia, ale okazało się, że my także dzięki tej atrakcji obudziliśmy w sobie wewnętrzne dziecko.  :) Postacie z bajki o marynarzu jedzącym szpinak zagadują z radością do każdego, można odwiedzić każdą chatkę i zachwycić się szczegółami scenografii, która powstała w latach '70 (pamiętacie, że w tym filmie genialnie zagrał Robin Williams...właśnie Popeye'a?)
Warto obejrzeć wioskę z samej góry. To fantastyczne wrażenie i feeria kolorów. Gwarantuję uśmiech każdemu kto tam zawita. :) Niko był zachwycony. My też.

Malta to także zapierające dech w piersiach miasta. Chociażby St. Julian's (San Gilijan) z piękną przystania i zatoką Spinola Bay, gdzie cumują łodzie rybackie. Fajne miejsce na przystanek. Małe restauracyjki leżące tuż nad zatoka oferują całkiem przyzwoite jedzenie i spory wybór wina.
Miejscami koniecznymi do zobaczenia są Mdina i Valletta. Dwie miejscowości w których nie wiesz co fotografować. Są absolutnie przepiękne. Mdina jest cicha, spokojna, z wąskimi uliczkami. Zresztą to miasto nazywane jest miastem ciszy. I rzeczywiście ta wyjatkowa cisza, chłód i echo zatopione pomiędzy tymi murami wywołują wrażenie tajemniczości. Mdina wygląda jak miejsce opuszczone przez ludzi, i jest to zachwycające. Wszystkie budowle maja piaskowy kolor który na tle turkusu nieba zachwycają. W Mdinie zatrzymalismy się w małej kawiarni z olbrzymim tarasem na lody i kawę. Widok rozciągający się z tarasu zachwycał. Poza tym w Mdinie jest wiele winiarni i restauracji, więc jeśli tu kiedyś przyjedziecie to warto się zachwycić tym jakże urokliwym miejscem.
Valetta, do której póżniej dotarliśmy jest nazywana muzeum pod otwartym niebem. Rzeczywiście liczba zabytków na każdy metr jest zaskakująca. Valetta jest bardzo romantycznym miejscem. Chodząc po jej wąskich uliczkach upajaliśmy się jej urokiem. To miejsce ma w sobie ogromny czar. Mnóstwo przepięknych kamienic, całe mnóstwo uroczych kawiarni, knajpek i winiarni. Dla tych którzy lubią zwiedzać kościoły i bazyliki, miejsce koniecznie do odwiedzenia.
Niedaleko Malty leży Gozo. Wyspa należąca do Malty. Znana zresztą z wielu przepięknych formacji skalnych. Byliśmy ciekawi jak wygląda, więc pewnego poranka po wypiciu aromatycznego espresso i po zjedzeniu śniadania, wyruszyliśmy na przystań promową. Sama wycieczka promem nie trwa długo. Po 25 minutach dotarliśmy. Sama wyspa jest nieco bardziej dziewicza i wiejska niż sama Malta. Gozo to malownicze wioski, piękne barokowe kościoły, drobna architektura i sielsko-anielskie krajobrazy. Po przedreptaniu kilku ładnych kilometrów udaliśmy się na Ramla Bay - najbardziej znana plażę Gozo - po to, żeby poleżeć na piachu. Ten wyjątkowy spokój wyspy udzielił się także nam...oczywiście ta plaża to nie to samo co Tuffieha Bay - plaża na Malcie którą odwiedziliśmy kilka dni wcześniej. Tuffieha zachwyca przede wszystkim kolorem wody. Szmaragdowe zatoczki są barwym urozmaiceniem turkusu tutejszej wody. Naprawdę Malta może się pochwalić zachwycającymi barwami wody. Ta plaża zachwyca, przede wszystkim dlatego, że jest mniej uczęszczana niż niedaleka Golden Bay.
Będąc na Gozo, nie zapomnijcie o Azzure Window...właśnie, nieco skomplikowana sprawa. My zdążyliśmy je zobaczyć. Zachwycająca formacja skalna, zwana także okiem Boga. Stojąc i patrząc pod specjalnym kątem, można zobaczyć wodę mieniącą się między skałami. Piękny widok. Niestety, Ci którzy chcieliby to zobaczyć, nie będą mieli tej możliwości juz nigdy, bowiem most skalny całkiem niedawno się zawalił...szkoda bardzo, bo to była jedna z większych atrakcji Malty.

Ostatniego dnia podczas powrotu na lotnisko, postanowiliśmy przejechać przez kilka miejscowości po drodze, żeby zobaczyć Maltę jeszcze z innej strony. Tej bardziej lokalnej. Za cel postawiliśmy sobie zjeść obiad w polecanej, lecz nadal lokalnej restauracji w maleńkim portowym miasteczku - Marsaxlokk.
Malta ma to do siebie, że gdzie by się nie ruszyć, widoki są zachwycające. Dlatego cały dzień w poszukiwaniu coraz to ciekawszych zakątków, to fajny pomysł. Marsaxlokk to małe miasteczko z urzekającym portem i promenadą pełną różnych straganów. I tam własnie na tej promenadzie topiacej się promieniach zachodzącego słońca, znaleźliśmy cel naszej podróży i jednocześnie najlepszą restaurację, w której jedliśmy podczas pobytu na Malcie. Mała, lokalna, umiejscowiona na rogu jednej z kamieniczek przy porcie, knajpka o nazwie "La Nostra Padrona" Zapamiętajcie sobie tą nazwę na długo, wpiszcie w nawigację, żeby nie zapomnieć i koniecznie odwiedźcie jeśli kiedyś zawitacie do tego uroczego zakątka. To miejsce nas zauroczyło nie tylko widokiem na falujące przy brzegu niebieskie łódki, ale głównie ze względu na fantastyczne jedzenie jakie tu serwują. Świeże i aromatyczne ryby i owoce morza. Kruche i soczyste sałaty, pełna przepychu zupa rybna. Wszystko proste i jednocześnie o wykwintnym smaku. Świeżo wypiekane pieczywo na tyle zaczarowało Nikosia, że nawet po talerzu makaronu z pomidorami, wciągnął bułkę ze złocista oliwą z oliwek. Tomek był zachwycony malutkimi kalmarami smażonymi i podanymi z pieczywem czosnkowym, ale dopiero talerz owoców morza dla dwóch osób sprawił, że serce zaczęło bić szybciej. To była absolutna bomba smakowa dla podniebienia. Delikatne i pyszne. Po prostu kwint esencja smaku morza i ciepłej wyspy jaką jest Malta. Ogromnym plusem tej restauracji była obsługa. Miła, kompetentna, uważna i uśmiechnięta. W ogóle stwierdzam, że Malta i Gozo to wyspy pełne uśmiechu i radości. Dlatego to fantastyczne miejsce na nie daleką podróż.

Ten tydzień na Malcie, był bardzo udanym wyjazdem. Myślę, że jeszcze kiedyś odwiedzimy to miejsce, bo rzeczywiście, wielu miejsc nie zdążyliśmy zobaczyć, a to co widzieliśmy sprawiło, że z dziką rozkoszą tam wrócimy...a Marsaxlokk z "La Nostra Padrona" wskakuje na nasza listę "goodie foodie" :)














































Komentarze

Copyright © Mango i Maliny