Koh Phangan - Tajlandia
Koh Phangan była pierwsza wyspą o jakiej powiedział nam znajomy kuszący wyjazdem do Tajlandii. Było to prawie 12 lat temu. Zjechaliśmy właściwie większość wysp w Tajlandii, zanim dotarliśmy właśnie na Koh Phangan. I cały czas nie wiem dlaczego wybraliśmy ją tak późno, bo jest absolutnie urzekająca.
Jeszcze niedawno jedyne z czym mi się kojarzyła ta wyspa, to słynne Full Moon Party, organizowane na plaży podczas każdej pełni księżyca. Tłumy ludzi lubiących mocne imprezy opanowują wtedy na jedną noc cąłą plażę Haad Rin i bawią się przy głośnej muzyce do rana.
Na szczęście podczas naszej ostatniej wyprawy mogłam się przekonać, że Koh Phangan to nie tylko mekka dla imprezowiczów z całego świata, ale przede wszystkim zielone, wspaniałe miejsce z pięknymi plażami, cudnymi zatokami i całkiem fajną bazą hotelową.
Podczas pobytu na wyspie zmienialiśmy nasze miejsce pobytu, żeby jak najlepiej ją zeksplorować.
Pierwsze co mnie naprawdę zaskoczyło, to fakt, że żadna do tej pory odwiedzona tajska wyspa nie była tak zielona. Żadna nie miała tak idealnych i szerokich dróg głównych, mało która była tak górzysta (no może poza Koh Chang) i nie wiele wysepek jest tak zróżnicowanych w kwestii roślinności.
Tu dzika dżungla przeplatała się z idealnymi plażami i dokładnie wygrabionymi lasami palmowymi. Jednak największy zachwyt budziła otaczająca nas dookoła soczyście zielona, pełna szumiących wodospadów dżungla.
Właściwie każdego dnia po południu wsiadaliśmy na skuter i staraliśmy się jak najdokładniej zwiedzić ten zakątek Tajlandii. A jazda po szerokich, idealnych jak stół drogach, z wiatrem we włosach sprawiała, że uśmiech nie schodził nam z twarzy. Czasami zbaczaliśmy z głównej trasy, żeby zjechać wąziutką jak nitka dróżką prowadzącą do kolejnej nie odkrytej jeszcze przez nas zatoczce. Tam najczęściej Niko robił szybką, orzeźwiającą kąpiel wśród rybek , a my sączyliśmy świeżą wodę kokosową prosto z młodych kokosów. Łapaliśmy oddech od palącego słońca leżąc w cieniu palmy, a potem znów wsiadaliśmy na skuter i jechaliśmy dalej ciekawi co znajdziemy za następnym zakrętem. Napawaliśmy się wilgocią powietrza, chłodnym podmuchem wiatru na zadrzewionych drogach i jasnym słoncem prażącym ramiona.
Byliśmy tam w czasie pory deszczowej, która objawiła nam się krótkim intensywnym deszczem padającym raz na tydzień, najczęściej wieczorem. Aczkolwiek parę razy złapał nas przelotny deszcz podczas jazdy skuterem. Wtedy powietrze gęstniało, a wielkie ciepłe krople odbijały się od asfaltu. Ten zapach gorącego asfaltu, świeżej zieleni i kropel deszczu to najlepszy sposób na odstresowanie. To wdzięczność. Za wszystko. Uwielbiam to.
Pierwszy hotel w którym się zatrzymaliśmy był jednym z tych miejsc, które na długo zostaje w pamięci i to nie tylko dlatego, że wszystkie bungalowy hotelowe były rozsypane po tak ogromnym terenie, że można było jechać pod dom meleksem, ale także małymi basenami przypisanymi do każdego z bungalowów, wilgotną zielenią dookoła, pięknie zagospodarowanym terenem z ogromnym basenem wspólnym, ale przede wszystkim ukrytą wśród skał plażą.
Haad Salad jest jedną z najładniejszych i najbardziej dziewiczych plaż na Koh Phangan. Plaża jest dość wąska i łagodnie skręca między skalistymi wybrzeżami. Przykryta drobnym, białym piaskiem jest ważną częścią systemu ekologicznego wspierającą pobliską rafę koralowa. W związku z tym, na plaży należy uważać na resztki martwych, ostrych koralowców. Tak czy inaczej miejsce to wraz z całą strukturą hotelu Salad Buri Resort, małymi, lokalnymi knajpkami które co wieczór zapraszają na pyszne jedzenie, po prostu zachwyca.
To miejsce można spokojnie potraktować jako raj. Sama wyspa jest dość spora i bywa na niej dość tłoczno, ale jeśli chcecie napawać się ciszą, spokojem i lokalnymi smakami bez tłumów to Haad Salad jest świetnym wyborem. Ten zakątek wyspy stanowi wygodną bazę wypadową w inne interesujące miejsca na wyspie.
Wieczorami w powietrzu unosi się zapach morskiej bryzy, wymieszanej z zapachem tajskiego curry, a powietrze przecina wibrujący dźwięk cykad. Co do jedzenia...nasza miłość do tajskich smaków trwa od kiedy pamietam, i właśnie tam, na tej, pełnej uroku plaży zjedliśmy jedno z lepszych Massaman curry. Aromatyczne, pełne smaku, sprawiające, że na grzbiecie masz gęsią skórkę z rozkoszy, a ostrość uderza w każdą komórkę nerwową w Twoim ciele. Smaki w tym curry pochodzą od muzułmańskich kupców, ale tajowie dodali do niej swoje typowe dodatki takie jak trawa cytrynowa czy korzeń galangal. Całość jest niezwykle aromatyczna i zdecydowanie poprawia nastrój.
Właściwie każdego dnia wsiadaliśmy na skuter i udawaliśmy się w kolejne miejsca zgubić się gdzieś na wyspie. Zobaczyć coś, co zostanie w lusterku pamięci na zawsze.
Samo centrum Koh Phangan bardzo nas zaskoczyło. Nowoczesne kawiarnie w szwedzkim, minimalistycznym stylu, bary stylizowane na Hard Rock Caffe, poprzetykane bazarami i starymi, tajskimi sklepikami, w których można kupić właściwie wszystko. Miało to swój niepowtarzalny urok. Spędzaliśmy leniwe popołudnia na kawie w klimatyzowanych kafejkach, a sącząca się muzyka uspakajała rozgrzane słoncem ciała i umysły pełne wrażeń. W ciągu dnia centrum roiło się od przemierzających w różne strony turystów - głównie dlatego, że tuż obok był port do którego przybijały łodzie z pozostałych wysp i wysepek. Wieczorami natomiast większa część centrum zmieniała się w parujący kocioł zapachów. Bazar z jedzeniem, który otwierał swoje podwoje dla głodnych był jak ośmiornica. Otaczał i pochłaniał wszystko. To była istna kraina gastronomiczna. Dla nas, którzy z zachwytem poznają świat właśnie poprzez smaki, to była rozkosz. Aromatyczne tajskie zupy parowały i przyprawiały o zawrót głowy, mnogość tajskiego curry, sałatek pełnych zielonych, młodych listków, pieczone mięsa, warzywne szaszłyki, kanapki, krabowe placuszki, racuszki z mlekiem kokosowym, ciastka, klasyczne, tajskie lody i bary z wyskokowymi napojami - to wszystko sprawiało, że z dziką rozkoszą spędzaliśmy tu wieczory każdego dnia próbując znanych i kochanych smaków.
Po paru dniach spędzonych w Haad Salad przenieśliśmy się do miejsca, które było jakże inne, lecz także sprawiło, że po dziś dzień wspominamy je z rozrzewnieniem.
W nadbrzeżnym miasteczku Baan Tai, znajduje się pełen uroku hotel, a właściwie małe, pobielone z dachami krytymi rafią, bungalowy. Kilka malutkich domków z hamakami na zewnątrz, otwarta na morze restauracja, zadbany ogród i przede wszystkim przepiękna, szeroka plaża. Właścicielką tego mini raju jest Polka - Magda, która powitała nas szerokim uśmiechem, garścią informacji i radością życia. Sea Love Bungalows było naszą rajską oazą przez następne kilka dni.
Oczywiście, jak to właściwie w każdym miasteczku w Tajlandii, tak i tu był sklep 7eleven, wypożyczalnia skuterów, kilka sklepów z lokalnymi wyrobami i sklep z alkoholem. Poza tym właściwie nic więcej. Na wyjeździe z miasta była pracownia kaletnicza. Mały, zdezelowany, stary punkt przy samej drodze, gdzie stary Taj wyrabiał cudne rzeczy. To tam udało mi się kupić boską, zamszową torebkę, o którą już wiele osób mnie pytało i absolutne w swojej doskonałości kowbojki. Uwielbiam takie perełki. Ręcznie robione, pojedyncze.
Podczas tych paru dni u Magdy, pojechaliśmy zobaczyć jak wyglada słynna plaża na której odbywa się Full Moon Party. Jechaliśmy krętymi drogami ok.30 minut by dotrzeć do najbardziej chyba komercyjnego i głośnego miejsca na Koh Phangan. Mnóstwo drzemiących na plaży, pomalowanych ludzi, którzy dogorywali po ostatniej imprezie w czasie pełni. W restauracjach było tłoczno i sporo drożej. Wypiliśmy po soku ananasowym i wróciliśmy do naszej oazy.
Wielu Polaków ma swoje hotele czy restauracje w Tajlandii, jednak do tej pory nie trafialiśmy do takich miejsc. Tym razem miło się zaskoczyliśmy, gdy okazało się, że właścicielką tak cudnego miejsca jest Polka. Szacun.
Sea Loves Bungalows rok po naszym pobycie dodatkowo wzbogaciło się o basen umieszczony w centralnym miejscu ogrodu. Teraz to nie tylko raj z plażą, teraz to raj z basenem i plażą. Z chęcia tam kiedys wrócimy.
Opuszczaliśmy Koh Phangan zachwyceni jej dzikością, zielenią i białymi plażami. Ta wyspa uplasowała się dość wysoko w naszym rankingu wysp Tajlandii, pomimo tego, że impreza z której zasłynęła nie ma zbyt dobrej opinii i w związku z tym wielu ludzi unika z tego powodu odwiedzenia wyspy. Ale mówię szczerze, Koh Phangan ma mnóstwo zachwytów jeszcze do odkrycia.


jak zwykle Twój opis miejsc ktore odwiedziliście jest fantastyczny,czuje sie jakbym tam był. Czekam na nastepne miejsca
OdpowiedzUsuń