Unawatuna / Galle - Sri Lanka
Część miejsc wygląda jak z żurnala, kusi wystrojem i sączącą się muzyczką, jest kilka pięknych kawiarni, których właścieielami są europejczycy i które oferują, WRESZCIE, pyszną i prawdziwa kawę. Oczywiście, są także restauracje umieszczone od strony plaży, które serwują świeże ryby i owoce morza. Wszystkie te miejsca, tak skrajnie różne, są umiejscowione przy jednej bardzo długiej, wąskiej uliczce. To dodatkowo wzmacnia wrażenie różnorodności. Mieszkamy na końcu tej uliczki, najbliżej morza, na drugim pietrze dużej pięknej willi. Mamy ogromny taras, na którym od rana można smażyć jajka, bo jest całkowicie nasłoneczniony.
Gdy tylko tu przyjechaliśmy, pierwsze co zrobiliśmy to wypożyczyliśmy skuter i od razu pojechaliśmy zwiedzić najbliższą okolicę. Najbliższą, jak najbliższą…szukaliśmy bankomatu, który był 5 km od nas. Na powrocie nagle, nie wiadomo skąd lunęło. Jechaliśmy więc powoli, moknąc dokumentnie. Urocze. Gdy dojechaliśmy do nas, okazało się, że tu nie spadła nawet kropla. Ot, taka magia tropików. Pada na kilometrze kwadratowym, podczas, gdy cała reszta usycha i marzy o deszczu.
Będąc w tamtych okolicach warto trochę pojeździć i zobaczyć kilka fajnych miejscówek. Jedną z nich jest "white jungle beach”. Trasa, okazała sie ledwie ścieżką, momentami betonową, a głównie szutrowo-żwirową przecinką przez dżunglę. Do samej plaży należy dojść krętą dróżką prowadzącą stromo w dół. Plaża niewielka ale bardzo ładna, bez fal, z garstką turystów oraz lankijczykow i jednym barem. Dość rajsko, lecz droga jest dość męcząca i nie tak łatwo trafić.
Około 5km od nas jest położone duże miasto - Galle - z ciekawym i zadbanym zabytkowym fortem holenderskim otoczonym murami, które sa modnym miejscem, wręcz deptakiem. Nad fortem góruje latarnia morska. Po przekroczeniu bram fortu wpadliśmy w totalne osłupienie! Czysto, luksusowo, można się poczuć jak w małym, włoskim lub portugalskim miasteczku. Piękne drogie i luksusowe hotele, sklepy i galerie z designem jak w Mediolanie, najlepsze knajpy, a na uliczkach wielu turystów z mieszkańcami żyjącymi w starych, zabytkowych kamienicach. Galle sporo ucierpiało podczas tsunami, lecz dzisiaj poza tablicami upamiętniającymi tą katastrofę, nic nie przypomina, że było tak wiele zniszczeń. Będąc w Galle zjedliśmy cudownie pikantne i przepyszne rotti, których smak już zawsze będzie mi się kojarzył ze Sri Lanką.
W Unawatuna i jej okolicach jest mnóstwo farm żółwi. To cudownie urocza atrakcja, i jednocześnie świetna lekcja biologii i przyrody dla dzieci. Opiekun żółwi pokaże cały proces rozwoju. Od składania jaj żółwi na plaży, które opiekunowie przenoszą z plaży do swojej zagrody, żeby nikt ich nie zniszczył. Można nakarmić żółwie, zobaczyć je w rożnym wieku, a na koniec wziąć na ręce takie maleństwa, które wykluły się w ciagu ostatnich dni. Największą frajdę jednak mieliśmy, kiedy opiekun farmy zaproponował, żebyśmy wypuścili trzy małe żółwiki do oceanu! Tak tez zrobiliśmy. Fascynująca matka natura dała o sobie znać - żółwie położone na plaży kilka metrów od wody od razu się odwróciły i zaczęły pełzać do oceanu. Po chwili odpłynęły razem z falami. Tak też postępują na tej farmie dbając o wzrost populacji żółwi.
Kolejną, znaną atrakcją tego regionu są wędkarze łowiący ryby, siedząc na palu wbitym w dno morza. Znaleźliśmy kilku lokalnych wędkarzy, jednak jest to zdecydowanie przereklamowana atrakcja. Oczywiście, jest to typowo turystyczne i szczerze mówiąc, chyba szkoda na to czasu.
Po wszystkich ustaleniach (czyli ustaleniu kwoty) mężczyzna wskakuje na pal i juz łowi, wędka to patyk z żyłką zakończoną haczykiem ze zgrubieniem. łowi się wśród ławic lokalnych sardynek, które chwytają pusty haczyk. Najlepszy z tego wszystkiego był widok który złapaliśmy kątem oka jak odjeżdżaliśmy...ten sam wędkarz po chwili stał na dużej skale łowiąc morską wędką najlepszej jakości niczym z programów emitowanych na Discovery. Takie to łowienie rybek pod turystów..
Co do plaż...nie przesiadywaliśmy na nich zbyt długo. Mnóstwo głośnych sportów typu skutery, banany i motorówki, skutecznie nas zniechęciły. Dodatkowo większość knajpek na plaży rywalizuje która gra głośniej, więc po 3 dniach uciekliśmy do dużo spokojniejszej Bentoty.
Komentarze
Prześlij komentarz