Koh Lipe - Tajlandia




Koh Lipe to raj. Drobny, biały piasek oblepiający stopy i turkusowa, czysta woda chłodząca skórę, a do tego mnóstwo malutkich restauracji i barów rozmieszczonych wzdłuż bajecznie kolorowej uliczki. To była milość od pierwszego wejrzenia.

Przypłynęliśmy na wyspę promem, bezpośrednio z Langkawi. To wygodna opcja przedostania się z Malezji do Tajlandii. Wszystkie sprawy emigracyjne załatwia się od ręki w porcie, przy zakupie biletu. Prom był dość szybki, klimatyzowany, i co ważne, nie bujało. Z promu, bezpośrednio na plażę zabrała nas charakterystyczna tajska łódka, zwana longtailboat. Jak tylko wsiedliśmy na łódkę naszym oczom ukazała się krystalicznie czysta, turkusowa woda i piękna, rozległa plaża. 
Koh Lipe to jedna z tych malutkich tajskich wysepek, których nie ma na mapie, bo są zbyt małe, a przejść w poprzek możesz ją w dwadzieścia minut. To miejsce, które spokojnie można nazwać rajem.
Hotel, w którym się zatrzymaliśmy był usytuowany przy samej plaży, miał dwa wielkie baseny, co najbardziej urzekło Nikosia, ogromne,cudowne pokoje, co urzekło mnie i duży wybór na śniadaniu, co urzekło Tomka. To była miła odmiana po tygodniu w małym pokoju ze świrem obok.
Hotel Akira Lipe Resort to miejsce, które było naszym domem na te kilka tajskich nocy.

Tuż obok hotelu znajdowała się jedyna po tej stronie uliczka która skupia na sobie całe życie. To tutaj toczy się kolorowa energia ludzi. To tutaj możesz zjeść aromatyczne i pikantne green curry, spróbować świeżych owoców morza przyrządzanych na milion sposobów, to tu zjesz cudownie orzeźwiającą sałatkę z papai posypaną suszonymi krewetkami, tu możesz się schłodzić świeżym kokosem lub zmrożonym piwem. Ta uliczka oferuje mnóstwo dla tych którzy poszukują mocy, siły i dobrych, tajskich fluidów. Tu sklepy z pamiątkami przeplatają się z barami i salonami masażu tajskiego. Wszystko to skąpane jest w zapachu świeżo smażonego czosnku, chilli i wszechobecnego upału. 
Właśnie tam, w tej małej enklawie radosnego cieszenia się życiem zjedliśmy jeden z lepiej przyrządzonych steków ze świeżej makreli. Ryba była pikantna i cudownie odświeżająca dzięki sosowi zrobionemu na bazie kolendry i mięty. Knajpka w której mogliśmy się raczyć tym pysznym jedzeniem była jedna z wielu, ale wyróżniał ją właściciel stojący za rusztem grilla. Mały, chudy i żylasty Taj z ogromnym uśmiechem i bez znajomości języka angielskiego w stopniu co najmniej podstawowym. Ale od czego wszyscy mamy ręce i uśmiechy? Dogadaliśmy się na migi co kto chce i co oferuje. Było pysznie i rodzinnie. Podczas posiłku do naszego stolika podszedł około 2 letni synek właściciela i z wrodzoną sobie tajską pewnością przysiadł się do nas by podczas picia mleka z butli pogapić się jak jemy. :) Fantastyczne jedzenie, fantastyczna atmosfera i mnóstwo uśmiechu - to była nasza kolacja. 

Koh Lipe oferuje świetny wypoczynek w rajskim otoczeniu. Ta wyspa nie jest jeszcze aż tak zadeptana jak na przykład Phi Phi, ze słynną plażą Maya Bay, znaną z filmu z Leonardo di Caprio. 
Koh Lipe ma w sobie jeszcze tą świeżość i dzikość, której szuka się w takich zakątkach świata. Ta maleńka wyspa rozkochała nas w sobie bez pamięci. Wierzymy, że uda nam się tam jeszcze wrócić i będziemy mogli ją jeszcze bliżej poznać wypożyczając skuter i objeżdżając jej każdy zakamarek. 






















Komentarze

Copyright © Mango i Maliny